Hej mamo! A może cierpisz na brak cierpliwości?
W mojej pracy zawodowej (przez 10 lat pracowałam w placówce edukacyjnej), rozmawiając z innymi mamami często odnosiłam wrażenie, że cierpliwość nie jest domeną młodych, ambitnych matek. Chcemy sukcesów na polu wychowawczym, nie zdając sobie sprawy, że na rezultaty trzeba czekać nawet latami.
W wychowaniu rzadko zachodzą nagłe zmiany. Ktoś „zgrzecznieje” z dnia na dzień albo przestaje robić „siusiu w majtki”. Wszystko dokonuje się pomału w sposób ciągły, konkretny, stopniowy i postępujący. Przecież w końcu też byłyśmy dziećmi, a teraz proszę, jakie „mądre mamuśki” z nas wyrosły. „Katastrofy” wychowawcze, których tak się obawiamy, też nie dzieją się nagle. Są raczej sumą tysiąca szczegółów na jakie nie zwracałyśmy uwagi (trzecia bajka, choć miała być tylko jedna: no bez przesady – taka wymówka, kiedy po prostu nam się nie chce zająć dzieckiem), tysiącem zaniedbań, jakich dopuściłyśmy się w ciągu całego naszego życia.
Lubię takie porównanie – w wychowywaniu, tak jak na wojnie, nie można zasnąć na straży (a przecież my, jako rodzice, ciągle czuwamy nad naszymi dziećmi) – takie „spanie” może nas drogo kosztować.
Często przypominam sobie, że moje dzieci na mnie patrzą. Moje zachowanie i słowa powinny być spójne. Nie tylko liczą się zasady panujące w moim domu, słowa, jakimi ich zasypuję, ale też – a może przede wszystkim – przykład, jaki im daje swoim własnym życiem. I wtedy zawsze widzę bałagan w szafie – serio, mam z tym poważny problem!
No dobra, to wszystko jasne! Ale one się w ogóle niczego nie uczą! Do nich nic nie trafia!
Dokładnie wiem, jakie to frustrujące, uczyć dzieci np. porządku. Dzieci, nastolatki, młodzi – są niestrudzeni w stawianiu oporu naszym wymaganiom. Właściwie robią to z taką sama siłą, z jaką my, jako rodzice, staramy się im tę naukę przekazać. Czy nie jest tak? Czy nie było tak z nami i naszymi rodzicami. Czasami łapię się na myśli, że współczuję swojej mamie, bo miała z nami siedem światów, ale też czuję spokój, bo wiem, że jednak udało jej się nas wychować, chociaż odczuwała tę samą niepewność i te same dylematy jako rodzic.
Innym porównaniem wychowywania, które do mnie przemawia, jest obraz rodziców jako rolników uprawiających ziemię. Lubię wczuć się w tę cierpliwość osoby, która sieje, podlewa, przykrywa lub zakrywa, wyrywa chwasty, odpędza szkodniki. Wszystko po to, by mogła wyrosnąć, z początku słaba roślinka, ale z ich pomocą i odpowiednią ochroną, wspaniale rozkwitnąć i wydać owoce.
Obserwując z boku, te wszystkie żmudne działania rolnika, można łapać się za głowę, myśląc, że to nie warte zajęcia, tak jak codzienne zadania rodziców: budzenie dzieci, ubieranie, karmienie, wożenie do szkół, pomaganie w lekcjach, angażowanie w obowiązki domowe, łagodzenie konfliktów i ocieranie łez. Są to błahe czynności, z pozoru bez znaczenia. Jednak tak jak rolnik wyhoduje swoją roślinkę, tak i my, wychowamy człowieka. A te nasze zwykle czynności, kształtują go i wreszcie nadchodzi moment, kiedy potrafimy zobaczyć lata naszych starań – moment, kiedy dziecko zareaguje odpowiednio wobec trudności, jakie je spotykają, kiedy postępuje jak osoba dojrzała, kiedy zrozumiemy, że już może być dla nas wsparciem, chociaż ciągle jeszcze widzimy w nim nieświadome i małe dziecko. To wszystko będzie konsekwencją naszych wieloletnich starań. Konsekwencją tego, czego doświadczyło, ponieważ zawsze kiedy było w potrzebie, mogło liczyć na naszą pomoc – bo je kochamy!
Hej mamo! Cierpisz na brak cierpliwości? Daj sobie czas i skup się na chwili, którą masz teraz. Nie wyciągaj pochopnych wniosków i nie bądź dla siebie surowa. To co możesz teraz zrobić to słuchać i być dostępną, no i powtarzać jak zdarta płyta: posprzątaj pokój! Słucham? – nie tym tonem do mamy.
Mam nadzieję, że nie zrezygnowałaś z pisania bloga. Bardzo mnie inspirujesz. Odcinek mamylamy z Tobą w roli głównej oglądałam 3 razy.