Dlaczego jestem mamą bez „plemienia”
To piękne zdjęcie pochodzi z jesiennej sesji dla www.ladnebebe.pl zrobione jest przez utalentowaną www.joannawkolorze.pl
Jako młoda mama zaraz po urodzeniu dziecka – a może jeszcze nawet przed porodem – myśląc o mojej nowej roli jako mamy próbowałam się gdzieś dopasować, bardzo chciałam odnaleźć swoje „plemię”. Nie wiem, czy dobrze się zrozumiemy ale czułam, że się zmieniam i potrzebowałam jakiegoś wsparcia od koleżanek lub innych mam, które powiedzą mi jak teraz mam żyć. W tamtym czasie interesowało mnie wszystko co dotyczyło macierzyństwa: od porodu ( koniecznie ze szczegółami ) po relacje z mężem, przyjaciółmi i teściową i … miliony innych bardziej lub mniej ważnych spraw o których chciałam wiedzieć z pierwszej ręki, czyli od innych doświadczonych mam.
W tamtym momencie mojego życia stanęłam też przed pewnym narzuconym przez siebie samą wyborem. Teraz z perspektywy czasu wiem, że dylemat jaki sobie wtedy zadałam to straszna bzdura. Chodzi o to jaką właściwie chcę być mamą? Do którego „plemienia” należeć? Czy być mamą w domu, czy mamą pracującą? Uwierzcie mi, że te 16 lat temu świat kobiet, moich koleżanek tak wyglądał, albo praca, kariera, „wypasiona firma”, kasa, markowe ubrania, podróże służbowe i rozmowy z dorosłymi albo dzieci, gotowanie, sprzątanie, poplamiona bluzka na brzuchu i marynarka z „gilami” dzieci na ramieniu. Nie było innej opcji. Wtedy nie miałam pojęcia co wybrać, chciałam i tego i tego, czułam też, że tak do końca to nie pasuję do żadnej z tych grup.Nie jestem „wypasioną mamą” nie zależy mi tak bardzo na karierze, nie jestem też typem mamy, która lubi gotować, zajmować się domem i nawet nie mam do tego specjalnego talentu.
WTEDY JEDNAK DESPERACKO POTRZEBOWAŁAM PRZYNALEŻEĆ DO JAKIEGOŚ „PLEMIENIA”.
Dlatego, że pracowałam i intensywnie rodziłam dzieci ( mam ich siedmioro) nie mogłam podjąć żadnej decyzji, nie pasowałam do „plemienia” mam na etacie ani „etatowych mam” – ZACZĘŁAM WIĘC UDAWAĆ!W gronie pracujących koleżanek rozmawiałam o pracy, wyciszałam tematy dotyczące macierzyństwa, mimo tego, że byłam bardzo dumna z tego że jestem mamą. Chciałam pokazać koleżankom w tych „markowych ubraniach” że doskonale panuje nad swoim życiem, i to, że nie śpię po nocach nie ma żadnego znaczenia, bo praca zawodowa to jest TO co jest WAŻNE!
W gronie zaś moich koleżanek „etatowych mam”, które z całych sił starały się mnie przekonać, że praca zawodowa zabiera cenny czas moim dzieciom, że ten etap kiedy dzieci są małe trwa krótko i powinnam czekać ze swoimi sprawami aż ten etap minie, udawałam, jak świetnie ogarniam dzieci, ba nawet piekłam ciasta po nocach ( nie były wcale smaczne) żeby tylko jak wpadną na podwieczorek powiedzieć: tak to ciasto domowej roboty, bardzo proste chcesz przepis?
To udawanie było nieznośną pułapką. Z tego powodu żyłam w poczuciu winy. Nie pasowałam do żadnej z tych grup. I nadal nie pasuję! Jestem mamą bez plemienia! Jestem po prostu sobą. Bez porównywania się, bez rywalizacji, bez wstydu i kompleksów.
To czego bardzo potrzebowałam w tamtym czasie, by uniknąć tych dylematów, stresu i żalu, to kogoś kto powiedziałby mi, że moje ambicje jako „mamy” nie są czymś złym i że ten „etap” mojego życia jako „mamy” nie dotyczy tylko malutkich dzieci a tak naprawdę to nigdy się nie skończy, bo na zawsze już nią będę! Nawet wtedy kiedy dzieci są bardziej samodzielne, nadal będę ich mamą i nadal będę im potrzebna. Żałuję, że nikt nie powiedział mi wtedy, że moje osobiste cele, ambicje i pasje to talenty jakie mam od Boga i nie są one niczym czego trzeba by się wstydzić. Kogoś, kto pokazałby mi jak podążać za marzeniami bez kosztów jakie ponosi rodzina, własne zdrowie i wewnętrzny spokój.
Z biegiem lat i doświadczeniem odnalazłam radość i spokój w moim macierzyństwie. Wiesz co kocham w moim życiu najbardziej? To, że w końcu udało mi się je zorganizować wokół cennych wartość: dla mnie są nimi moja wiara, moje małżeństwo, moje dzieci. Wszystko to nie wykluczając moich celów i pasji zawodowych.Odnalezienie tych priorytetów zabrało mi wiele lat macierzyństwa i kosztowało wiele porażek, zanim to sobie poukładałam i w końcu przestałam udawać. Dlatego jestem przekonana, że macierzyństwo nie jest etapem w życiu w którym marzenia umierają tylko czasem kiedy rozkwitają! Warto mieć ich dużo!
Dzielę się w Dniu Kobiet tą osobistą refleksją nad początkami mojego macierzyństwa. Bez względu na to, czy tak jak ja kiedyś, szukasz swojego „plemienia” czy nie, czy pracujesz zawodowo czy jesteś zawodową mamą, chcę byś wiedziała, że jesteś wyjątkowa i niepowtarzalna. I tak jak ja możesz być szczęśliwa bez „plemienia” będąc po prostu sobą! Sama możesz siebie zdefiniować! I chociaż z trudem dostrzegasz to kim jesteś we własnym odbiciu w lustrze to bez trudu zobaczysz to kim jesteś w oczach bliskich a zwłaszcza w oczach dzieci – jesteś miłością!
Napisz w komentarzu czy szukałaś kiedyś desperacko „plemienia”? Jakie są Twoje macierzyńskie dylematy?
Wydaje mi się, że nic się od 16 lat nie zmieniło…albo praca i kariera albo dzieci. Chociaż zanim zostałam mamą to myślałam, że jest już inaczej! Ale praktycznie od samego początku słyszałam od koleżanek, które jeszcze nie mają dzieci, pytanie o to, kiedy wracam do pracy i uwagi o tym, żebym dbała o swoją karierę i nie zatraciła się w dzieciach! A ja miałam ochotę krzyknąć „Hej, oni mają dopiero 3 miesiące! Jeszcze zdążę!”. Tym bardziej, że zostałam mamą w wieku 32 lat, naprawdę miałam czas do tego momentu robić wiele różnych rzeczy, a teraz po prostu przyszedł czas na to, żeby zwolnić i naprawdę być. Może dlatego też, nie miałam i nie mam poczucia należenia do „plemienia”, robię to co uważam za słuszne i chcę być teraz z moimi dziećmi.
Pozdrawiam serdecznie i jestem totalnie zaczarowana i zainspirowana Pani działalnością:)
Bardzo się w tym co napisałaś odnajduje. Mam 2 dzieci rok po roku. Klara ma 15 mies. Jestem w 3 ciąży. Na pół metku. Jestem w domu z dziećmi. Zmęczenie fiz i psych nie pozwala mi do kina być tak aktywna jak bym chciała. Zaczęłam pleść na szydełku kosze, dywany, torby. Trochę spełniam potrzebę wpływu na swoje życie. Trochę dorobie. Czuje że to nie wszystko. Że Bóg zaprasza mnie do czegoś więcej. Nie wiem do czego dziś. Post chce by mi pomóc to odkryc.
Też mam potrzebę przynależności do…..no właśnie do kogo, czego….bo nie znajduje…kasa mam jest unikalna. Może chodzi o przynależność do rodziny? Jestem w procesie ekorozwoju jako zoba i matka i ciągle czuje że wszystko przede mną….
Mam tak samo. Nakładam na siebie obowiązek zdefiniowania siebie. Czy chce być mamą, która odkłada dziecko do łóżeczka i wychodzi z pokoju, czy taka co z nim spi? Czy tą żyjąca według książek czy własnej intuicji? Czy tzw matka Polka czy tylko mamą. Spinać się czy wyluzować. Dać dziadkom przestrzeń do działania czy poradzić sobie we wszystkim sama. Jak dobrze ze można być po prostu sobą ?
Dziękuje za Twoje świadectwo ?
Nie jestem mamą, ale w myśleniu o mojej przyszłości mam wiele podobnych dylematów, zwłaszcza, że wiele osób mówi, że trzeba zrealizować swoje pasje przed urodzeniem dzieci, bo potem to już nie będzie siły czasu. A ja chciałabym np kiedyś podróżować z dziećmi i nie rezygnować z różnych zainteresowań. Z drugiej strony nie chciałabym zaniedbywac rodziny. Poza tym moje serce kupił fragment o zajmowaniu się domem i gotowaniu – chcę mieć dużo dzieci, ale te kwestie nie są moją pasją – ale skoro Ty jesteś mamą siódemki a tego nie kochasz to może i mi się uda. 🙂
Bardzo pokrzepiający tekst, jestem mamą, która za tydzień wraca do pracy. Zawsze myślałam że rozwój osobisty, działanie to mój żywioł, ale moje macierzyństwo uświadomiło mi jak bardzo się mylę i jak bardzo spełniam się w roli mamy i jak właśnie przez rodzicielstwo się rozwijam.
Dziękuję i pozdrawiam♥️
Chyba właśnie aktualnie jestem na etapie poszukiwania . Konkretnie chodzi o to że chciałabym mieć dużą i kochającą rodzinę ale boję sie że totalnie nie pogodzę tego z samorealizacją, która jest dla mnie ogromnie ważna. Po roku jak urodzilam pierwsze dziecko wróciłam do pracy, ciesząc się wyrwaniem z domu . Jednakże po 2 msc. Dowiedziałam się że jestem w ciąży i bardzo się cieszyłam ale czułam też żal że nie mogłam popracować dłużej 🙂
Jestem właśnie w czasie określania swojego miejsca w życiu. 22lata życia, drugie dziecko w drodze, nie chce inaczej. Z drugiej strony nie chce też, a raczej nie umiem zamykać się tylko na swój dom i swoją rodzinę. Mam ogromną potrzebę działania, której nikt z wyjątkiem mojego męża nie rozumie. Cieszę się, że są takie kobiety jak Ty, które nie boją się pokazywać, że można żyć pod prąd.
Dziękuję za ten wpis. Muszę dziś zdecydować, którą drogą jutro iść 🙂
Hej,
Mam podobne problemy do Twoich! Mamy na razie jedno dziecko ma teraz 8 miesięcy (chciałabym mieć ich wiecej!). Chwilowo zmagam się z myślą powrotu do pracy, która bedę musiałą szukac na nowo, badź możliwe że zostane przyjęta do pracy męża(ale tego się troche boje boje sie ze on będzie myślał, że ma mnie w szachu, przestanie mnie doceniać,bedac nade mna i jak ja bede pracowała z domu). Teraz pomagam troche swojemu mężowi w pewnym projekcie (zeby nie zapomniec różnych rzeczy z branży) opiekując się roznocześnie małą. Zarazem nie chce naszej małej dawac do żłobka. Myślimy o niani… Ale ciągle czuje, że to będzie trudne zostawić małą z kimś innym. Poza tym widze, że całe społeczeństwo ciągnie do nieposiadania dzieci, ogólnie do kariery i dostaje odzewy różne ze strony swojej rodziny apropo tego żeby dzieci więcej nie miec. Ale ja się z tym nie zgadzam! To wszystko jest strasznie trudne i śmieszne zapewne z boku. Ale z tym wszystkim się zmagam. Dziękuje za to, że założyłas bloga i masz wspaniałą dużą rodzine. My myślimy juz o kolejnym dziecku ale nie wiemy kiedy.. I czy Pan Bóg nam je da. Moi rodzice sa przeciwni kolejnej małej istotce (straszne!) a to ze wzgledu na zdrowie i kariere i skonczone niedawno studia.
Dziękuję za ten wpis. Był mi potrzebny.
Agnieszko,
bardzo dziekuję za ten wpis. Ja jestem mamą bez plemienia. Dokładnie wiem o czym mówisz.
Pozdrawiam gorąco,
mama 6-ki
Dziękuję, piękny wpis! Ostatnie zdanie pogrubione – właśnie tego potrzebowałam ❤️ Pozdrawiam ciepło!
Tym wpisem uświadomiłas mi, że właśnie ja również poszukuje swojego „plemienia”. Nigdy nie potrafiłam tego nazwać, a tu dziś dałaś mi odpowiedź. Dziękuję Ci za ten wpis. Odnajduje się w domu, ale też mam poczucie, że kolejne dziecko( spodziewam się trzeciej coreczki) oddala moja ścieżkę rozwoju zawodowego… Z drugiej strony pracując miałam poczucie, że moje dzieci mnie bardziej potrzebują. I tak wciąż szukałam swojego „plemienia”. Pozdrawiam Cię serdecznie!
Dziękuje Agnieszko za cudowny wpis !!
Jako mama trójki chłopców podziwiam, że ogarniasz siódemkę 🙂
W moim macierzynstwie są różne kolory, czasem wydaje mi się, że to szczyt moich marzeń mieć dużą rodzinę ( zawsze myślałam o 5 dzieci ) ale bywają dni kiedy jestem przerażona odpowiedzialnością jaka na nas jako rodzicach ciąży i bezradnością wobec sytuacji w jakich życie nas stawia. Twoje rozdarcie, które tak jasno przedstawiałaś dotyczy wielu kobiet i myśle, że większość z nas się w tym odnajduje, tylko nieliczne z nas mają odwagę się przyznać, że coś udają, że jakaś rola im uwiera, bo za wszelka cenę chcą być akceptowane przez środowisko pracy albo innych mam. Z mojego doświadczenia najwiecej szczęścia daje mi umiar, zaangażowanie na 100% w rodizne jeśli jest taka potrzeba lub odskocznia w prace i samorealizacja jeśli tego potrzebuje, ale tak jak pisałaś, dla mnie podobnie wiara, mąż ( przyjaciel ), dzieci i dopiero praca. Te wartości to każdy z czasem sam musi sobie ułożyć w sercu i rozumie a wtedy znajdzie szczęście.
Dobrze, że są takie blogi jak Twój, bo to również pomaga stać się nam bardziej szczęśliwymi mamami, żonami, przyjaciółkami. Pomagasz mi odnaleźć siebie w tym świecie, który często narzuca nam skrzywiony obraz jak powinnismy wyglądać i się zachowywać. Świecie nastawionym na egocentryzm, a nie na Miłość.
Pozdrawiam serdecznie, Joanna.
Bycie mamą bez plemienia idealnie określa moją sytuację, choć nie umiałam wcześniej tego nazwać. Bardzo się cieszę, że tutaj trafiłam. Czekam na dalsze wpisy, pozdrawiam, Gosia
Muszę przyznać, że ja natomiast pracuję w wyjątkowym miejscu, gdzie są mamy dokładnie w takiej sytuacji jak ja – 1 lub więcej dzieci, do tego praca na etacie. Kiedy trzeba rozmawiamy na tematy służbowe, kiedy chcemy z dumą mówimy o swoich pociechach lub dzielimy się powodem nieprzespanej nocy. Rozumiemy się i wspieramy w obu obszarach (gratulujemy każdego sukcesu zawodowego i trzymamy kciuki za kolejnego szkraba), a pracujemy w dużej korporacji. Tak więc, ja chyba znalazłam swego rodzaju plemię, które daje mi poczucie bezpieczeństwa.
Moja mama zawsze pracowała na 2 etaty, żeby wiązać koniec z końcem. Nie czuła się gorszą mamą, ani żoną. Czuła że robi to co potrzebne dla jej rodziny. A ja nigdy nie poczułam, że o mnie nie dba. Moje dzieciństwo nie było gorsze a i ja wyrosłam na całkiem ogarniętą osobę. Pracująca, czy na pełen etat – każda jest najlepszą i niepowtarzalną mamą dla swoich dzieci.
Chętnie pochwaliłabym się jaką mamą jestem, ale jeszcze nią nie jestem 😉