Na co czekasz?
Dziś w nocy podrzucam moim dzieciom prezenty pod poduszkę. Właściwie to nawet nie prezenty tylko sporą dawkę czekolady. W zamian zabieram listy, które moje dzieci piszą do św. Mikołaja. Maluchy zasypiają wcześnie (wiadomo!) i są bardzo grzeczne. Młodzież uczy się po nocy, trudno wyczuć moment kiedy zasną. W zeszłym roku przyłapał mnie syn i podśmiewał się z mojej konspiracji przez kilka dni. Obiektywnie moja akcja to była dość żenująca.
Taki list do św. Mikołaja to nie lada wyzwanie – maluchom pomagają starsi. Wszyscy starają się zachować formę grzecznościową i spisać swoje pragnienia i prośby w bardzo grzeczny sposób. Dla mnie to oczywiście mieszanina wzruszenia i rozbawienia. Takie tam radości z macierzyństwa 🙂 Jest to też piękna pamiątka na przyszłość i doskonały wyznacznik tegorocznych trendów prezentowych.
Czy św. Mikołaj przyniesie wszystko to, o co dzieci poproszą w listach? Otóż nie. I nie jest to wcale tajemnicą. Wybierze jedną rzecz z listy. Jedną jedyną i to wcale nie tę najbardziej „bajerancką”.
Nie wiem jak wy, ale ja w Święta mam tendencję do wydawania łatwo pieniędzy na niepotrzebne rzeczy. Szukam magii świąt i tak łatwo tracę ją na zakupach. A jest tyle realnych potrzeb dookoła nas! Dlatego od paru lat, zamiast zaspokajania każdej zachcianki moich dzieci, wybieram udział w akcjach charytatywnych i wspieranie ludzi w potrzebie. Chcę, żeby były wdzięczne za to, co już mają i cieszyły się mogąc pomagać innym. I to nam się udaje! Robienie sobie małych własnoręcznych prezentów stało się już nasza tradycją.
Moje dzieci mają to szczęście, że właściwie nie cierpią na braki podstawowych rzeczy: za małe buty – kupujemy nowe, dziurawe spodnie – kupujemy nowe, zgubione rękawiczki – kupujemy nowe. Rozumiecie o czym myślę? Realne potrzeby są zaspokojone. Tymczasem w akcji „Szlachetnej paczki”, w której bierzemy udział od paru lat, jedna z rodzin, której pomagamy, potrzebuje pieniędzy na węgiel, bo mają zimno w domu, zimowych kurtek dla dzieci, pościeli, ręczników i …
Rozumiecie w czym rzecz.
Święta są wyjątkowe. Dawanie i otrzymywanie prezentów jest jedną z pięknych tradycji świątecznych. Dla mnie jednak to obdarowywanie musi łączyć się z umiarem! Inaczej klops! Wkręcamy się w „galopujący konsumpcjonizm” a to bardzo powierzchowna droga, bo właściwie nasze potrzeby (czytaj zachcianki) nigdy nie będą zaspokojone. Kiedyś w tej kwestii trzeba powiedzieć sobie dość.
Jeśli mowa o prezentach to „mniej znaczy więcej”. Naprawdę mniej rzeczy a więcej troski o innych. Zwłaszcza troski o oderwanie od rzeczy własnych dzieci!
A jak to wygląda u Was? Kto wygrywa?