Czy masz już taką listę?
Jako mamy za dużo się martwimy, a za mało cieszymy. Najpierw o ciąże i jej zdrowy przebieg, potem o poród (ile to scenariuszy podpowiada nam wyobraźnia, aż głupio się przyznawać), potem już same zmartwienia: karmienie, spanie, czy prawidłowo się rozwija i zdobywa wszystkie kroki milowe w swoim rozwoju. Potem przedszkole, choroby wieku dziecięcego, szkoła i stres związany z grupa rówieśniczą, dalej robi się trudniej: dziecko staje się bardziej samodzielne i zmartwień przybywa. Czy zachowa się jak człowiek? Czy dostanie się do dobrej szkoły? Czy zda maturę? Dostanie się na studia?
Oczywiście to nie wszystkie nasze zmartwienia, zaledwie te nieliczne, bo są też te bieżące. Czy zjadł, zrobił lekcje, czy mówi prawdę czy koledzy mu nie dokuczają albo dlaczego nic nam nie mówi?
Podejrzewam, że takie „martwienie się” to domena wielu matek. Nieustanie czujemy, że nie idzie nam wystarczająco dobrze, nie dlatego że nie radzimy sobie, bo radzimy sobie świetnie tylko dlatego, że za bardzo się staramy. Konkurujemy ze sobą samą i z innymi mamami. Krótko mówiąc nie jest dobrze. I nie bierzcie tego do siebie, wszystkie jedziemy na tym samym wózku.
Kiedyś, jak racjonalizowałam sobie jakieś „kolejne kilogramy zmartwień” i miałam już tego kompletnie dość, spytałam moją mamę (jest nas 4) czy też się tak o nas zamartwiała, jak byliśmy mali? Nie, odpowiedziała mi bez zastanowienia, „ja się Wami cieszyłam”! Osłupiałam CO? JAK TO? NO WEŹ? A tak naprawdę to nie pamiętam co jej odpowiedziałam, ale od razu ZACZĘŁAM SIĘ WIĘCEJ CIESZYĆ ZE SWOICH DZIECI. Bo obiektywnie, macierzyństwo jest bardziej wspaniałe, choć miewa chwile grozy, niż beznadziejne z elementami nastrojowymi.
Zmartwienia są i trzeba się z nimi mierzyć na co dzień. Czasem, gdy jest ciężko podkreślenie tego, że z macierzyństwa należy się cieszy jest bardzo potrzebne do zachowania równowagi!
Czy można się z tego szaleństwa zmartwień uwolnić? Jasne, że tak. Wymaga to jednak zmiany konkretnych nawyków, np.: nie wybiegać wyobraźnia zbyt do przodu, oceniać swoje sprawy realnie „tu i teraz”, nie karmić lękiem swojej wyobraźni.
Zmiana naszego nastawienia do życia nie będzie wcale łatwa i natychmiastowa. Wymagać będzie czasu i systematycznego działania. Chwilami będzie trudno, ale damy radę, bo jesteśmy mamami i NAJLEPSZE JESTEŚMY WŁAŚNIE W ROBIENIU RZECZY TRUDNYCH.
A tak w ogóle, to myślę, że życia nie należy się bać, tylko trzeba je tylko zrozumieć.
A ty co robisz, żeby się więcej cieszyć i mniej martwić?
O jaką listę chodzi w tytule? ? Czytam, czytam i nie widzę..