Czym karmisz swoje dzieci?
Co dziś było na śniadanie: nerwy czy gderanie?
Jak się domyślasz nie będzie to artykuł o odżywianiu. Absolutnie nie jestem ekspertką i nie mam zamiaru się na ten temat wypowiadać, chociaż mam swoje doświadczenie jako gotująca mama. To kolejny obszar, w którym macierzyństwo pomogło mi się rozwinąć. Oczywiście, że staram się o zbilansowaną dietę dla mojej rodziny i dobre nawyki żywieniowe. W naszym domu wszyscy pijemy „tą głupią wodę” i jemy warzywa.
Jednocześnie karmię też moje dzieci atmosferą, jaka panuje w naszym domu. Sposobem, w jaki rozmawiam z mężem, dziećmi i bliskimi. Jak ich słucham, jaka jest moja postawa, cała moja mowa ciała. I dziś na tym się chwilę skupię.
Złośliwość wdziera się do naszych domów każdą szczeliną – reklamy, programy, filmiki, a nawet bajki. Zdarza mi się słyszeć w radiu złośliwości i „podśmiewajki”, które myli się z bystrością, inteligencją a nawet mistrzostwem riposty.
Będąc zanurzonym w takim klimacie łatwo jest poddać się temu sposobowi komunikacji. Ironia jest zabawna, jeśli szanuje innego człowieka. Inaczej to bardzo krzywdząca maniera. Przebojowość, luz blues, takie tam „pitu pitu”. Niby to nic ważnego jednak powoduje krzywdę, zwłaszcza jeśli oberwie się takim zjadliwym komentarzem. Dlaczego więc tyle tego w społecznej debacie? Co zyskujemy złośliwością?
Na pewno chwilową ulgę (ale jej powiedziałam!), poczucie siły (zamurowało ją!), popularność (ale ją „pocisnęłaś”! Masz gadane!) i… nic więcej. Na pewno nie zyskujemy na bliskości. Raczej budujemy mur. Jak poradzić sobie ze złośliwością, która psuje klimat w naszym domu?
Łagodnością.
Przy czym nie należy tego mylić z nieśmiałością, bo ta wcale nie jest zaletą. Osoba nieśmiała boi się innych, ich opinii, krytyki. Wycofuje się z rozmów i zadań ze strachu przed niepowodzeniem. Osoba łagodna natomiast ma wewnętrzną siłę, by powstrzymywać się od niepotrzebnych komentarzy czy działań. Potrafi łagodzić sytuacje. Działa, ale nie „bije piany”. Ma świadomość, że kumulowane małe przykrości mogą urosnąć do rozmiaru tragedii, a kumulowane małe trudności zamienić się w problemy nie do rozwiązania.
Łagodność to dobry kierunek.
Kiedyś czytałam taki anty dekalog dla rodziców spisany przez policjantów stykających się z przestępczością młodzieży. Był bardzo zaskakujący w swojej prostocie i gwarantował sukces w wychowaniu przestępcy. O zgrozo były tam bardzo typowe błędy rodziców – od zbytniej pobłażliwości po nadmierną kontrolę. Jedno utkwiło mi w pamięci, ponieważ miałam wtedy jakiegoś „złośliwego” 2 latka w domu (oczywiście, wiem, że to nie jest czysta złośliwość tylko normalny etap, jednak na zachowanie dziecka należy dobrze reagować, dlatego to piszę), który zarówno nas obrażał, jak i podważał nasze polecenia. Całe spektrum zachowań typowych dla tego etapu rozwoju.
A przy tym był tak bardzo śmieszny. Te miny, gesty, cała postawa a la „mały dyrektorek”. Cały bajer jednak polega na tym by się z tego zachowania nie śmiać. A przynajmniej, żeby taki delikwent tego nie widział. Dlaczego? Bo ta reakcja jest nieodpowiednia. To nie kabaret tylko wychowywanie dziecka i dla skuteczności tego procesu dobrze by było zachować się spójnie.
Zamiast się śmiać – skorygować zachowanie. W tym dekalogu było napisane: „śmiej się, jeśli dziecko źle się odzywa albo jest nieposłuszne, to zachęci je tylko do bardziej wulgarnych zachowań”. Mnie to przekonuje. Dlatego, zaczynając od siebie, staram się miło odzywać do męża i dzieci. Szukać tego, co łączy, nie rzucać kąśliwych uwag i docinek. Tego samego wymagam od dzieci wobec siebie i wobec rodzeństwa.
U nas walka o sympatyczniejszy klimat trwa każdego dnia.